Wszystko mamy ogarnięte i ze spokojną głową mogę zacząć nowy dzień.
Niby oczywiste a nadal wiele osób nie umie wypracować sobie swoich metod na ogarnięcie otaczającego go świata, które niesamowicie ułatwiają całą logistyczną stronę.
Rutyna daje mi poczucie, że panuje nad wszechobecnym chaosem.
Jestem po prostu spokojniejsza, że mam wszystko pod kontrolą.
Wczesna pobudka, to coś co pomaga mi lepiej funkcjonować, ale nie po to aby coś robić, raczej po to, aby w spokoju wypić kawę i nacieszyć się porankiem.
Wolę wstać kilka minut wcześniej i bez pośpiechu wypić kawę, niż później biegać jak poparzona, spoglądając ciągle na zegarek.
Ogarniam pobojowisko - wszystkie rozrzucone rzeczy znajdują swoje miejsce, tym samym nie dominując mojej przestrzeni.
Do szału doprowadza mnie zlew pełen brudnych naczyń - jednym z pierwszych punktów jest właśnie uporządkowanie kuchni, tak aby zacząć nowy dzień, a nie sprzątać po poprzednim.
Przygotowuje sobie i kompletuje ubrania na dzień następny. Wstaje i wiem, w co się ubiorę i nie muszę biegać jak poparzona w poszukiwaniu stylizacji na ostatnią chwilę lub prasować wygniecioną koszulę zimnym żelazkiem, bo zabraknie czasu. =)
Przed pójściem do łazienki otwieram okno. Nic lepiej nie działa na mój spokojny sen, jak świeże powietrze.
Kiedy jestem już gotowa wskoczyć do łóżka, niemalże usypiam w locie. Wtedy sięgam jeszcze po kubek gorącej herbaty, zaparzonej w drodze do łazienki. Lubię uraczyć się nią przed zaśnięciem, a potem zaszyć pod kołdrą.
A Ty co robisz przed pójściem spać?
Dziś szybko ale to tak tylko po to by Was nie zanudzić. =)
Jest to dla mnie czas pełen refleksji oraz przemyśleń.
Przecież nikt nie chce stracić swojego
życia na głupoty.
Żeby przeżyć je jak najlepiej, czasem
trzeba się zatrzymać, zrobić rachunek sumienia i ruszyć dalej z nową listą
postanowień i celów, które chcemy osiągnąć.
Dużo zmian zaszło w moim życiu i wiele lekcji z nich wyciągnęłam.
Są to dla mnie ważne rzeczy, ale ich
uświadomienie zajęło mi nieraz sporo czasu.
Mam
kilka przemyśleń i spostrzeżeń i chciałabym się nimi z Wami dziś
podzielić. ツ
Nic nie jest dane raz na zawsze.
Cieszmy się z małych rzeczy, to one
składają się na Nasze życie.
Mniejsza ilość rzeczy w naszym otoczeniu
sprawia, że czujemy się lżejsze i nic nas nie przytłacza, a życie jest
łatwiejsze. Minimalizm to świetna sprawa.
Wszystko zaczyna się w Naszej głowie!
"Nawet najdłuższa
podróż zaczyna się od pierwszego kroku." ~Jennifer
Weiner
Nie da się zaplanować życia w punktach od
A do Z mając na uwadze każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Życie jest
nieprzewidywalne i czasem potrafi wywrócić Nasz świat do góry nogami. A więc na
brak nudy nie możemy narzekać. ツ
Nie można oglądać się za siebie - trzeba
patrzeć przed siebie i w to co jeszcze pięknego przed Nami. Przeszłości i tak
już nie zmienimy.
Nic nikomu, ani Ty, ani Ja, nie musimy
udowadniać!
Trzeba słuchać siebie,
swoich myśli i intuicji. Przekonałam się o tym, kiedy
zostałam mamą. Nie zawsze trzeba słuchać, tego co radzą Nam inni. Z czasem
możemy się uzależnić od rad i nie będziemy wstanie podjąć żadnej, samodzielnej
decyzji. Kiedy na świat przyszła Melka, dobrym radom nie było końca, problem
pojawił się w momencie kiedy zostałam zagłuszona. Przyszedł taki etap
kiedy zgubiłam się w natłoku informacji. Na prostą
drogę wyprowadziła mnie moja intuicja, która była wtedy ukryta
bardzo głęboko. Dziś się ze sobą nie rozstajemy ani na chwilę. =)
"Z uśmiechem na twarzy człowiek
podwaja swoje możliwości." ~przysłowie japońskie
Kto nie ryzykuje, szampana nie pije.
Człowiek uczy się przez całe życie, często
na błędach, ale tylko od Nas zależy jakie wnioski z tych nauk wyciągniemy.
Sam kreujesz swoją rzeczywistość - od
narzekania nic się w twoim życiu nie zmieni. Trzeba wstać
i wsiąść się za siebie i swoje życie.
Nigdy nie mów nigdy! Życie nie raz Nas
jeszcze zaskoczy.
Szczęście to My, jednak musimy się nauczyć
samoakceptacji. Nie jest to takie proste, ale warto!
"Lepiej zaliczać się
do niektórych, niż do wszystkich." ~Andrzej
Sapkowski
Tylko od Nas, zależy Nasze szczęście.
W życiu nie ma nic za darmo. Na wszystko
trzeba zapracować.
Trzeba mieć w sobie naprawdę ogromne
pokłady siły, aby nauczyć się mówić "nie" i nie mieć o to do siebie
wyrzutów.
Wcześniej czy później, wszystko będzie
dobrze.
Otaczaj się samymi dobrymi ludźmi. Szkoda
tracić tak cenny czas, na tych niewłaściwych.
Dobrze mi!
Czuję i wiem, że wszystkie sytuacje(czasem
nawet bardzo trudne), które miały miejsce w moim życiu były po coś.
Dzięki temu wyciągnęłam pewne wnioski,
przewartościowałam swoje życie i jestem dużo silniejsza!
Jestem Panią swojego losu i tak łatwo się
nie dam. =)
Jak bez stresu i krzyku namówić malucha do kilku minutowej zabawy we własnym towarzystwie? Na stół wyciągam koraliki a sama delektuję się ciepłą kawą, chwilą ciszy i widokiem bawiącego i zadowolonego dziecka. ツ U Nas to rzadkość, ponieważ Melka musi mieć towarzysza u swego boku podczas zabaw, nawet kiedy wozi lalkę w wózku potrzebuje asysty.
Koraliki do prasowania, to rzecz, która jest już chyba wszystkim znana. Jakiś czas temu będąc w sklepie Melka je zobaczyła i stwierdziła, że ona chce te kolorowe koraliki. シ Zaryzykowałam i dorzuciłam je do zakupów. Ryzyko było takie, że na opakowaniu widnieje informacja, że zabawka jest przeznaczona dla dzieci powyżej pięciu lat. Warto jednak tutaj zaznaczyć, że Amelka, która w marcu kończy trzy latka, radzi sobie z nimi świetnie. My kupiłyśmy te koraliki w plastikowym pojemniku i miałyśmy jeszcze jedną zabawę na starcie. Posegregowałyśmy koraliki według kolorów, aby później było łatwiej. ツ
Wystarczy ułożyć te koraliki na specjalnej podstawce, przyłożyć papier do pieczenia i delikatnie zaprasować. Z racji tego, aby uniknąć nerwów i frustracji Melki, poszperałam w internecie i znalazłam kilka wzorów i je wydrukowałam i według nich układałyśmy nasze koraliki.
Pierwszym dziełem od początku do końca zrobionym przez Melkę to ten uroczy żółw. Przepadła. Teraz długimi godzinami siedzimy przy stole i układamy co rusz to nowe wzory. シ Fajny pomysł na spędzenie kilku fajnych, wspólnych chwil. Nawet nie macie pojęcia jaka radość jest przy każdym skończonym dziele. ツ A to nie tylko zabawa ale i nauka, więc mamy 2w1. シ
Gotowe obrazki mogą mieć wiele zastosowań, np:
breloczki - u Nas w rodzinie chyba nie ma już osoby, która nie ma przypiętego przy kluczach jakiegoś cudaka. =)
podkładki pod kubek
magnesy na lodówkę
zakładki do książek
ozdoby do ręcznie robionych kartek okolicznościowych
oraz wiele wiele innych.
Macie jakieś propozycje co można jeszcze z nich zrobić? Chętnie się czymś ciekawym jeszcze zainspirujemy. =) A może nie znacie jeszcze tych koralików? Jeśli nie, to koniecznie spróbujcie. Frajda murowana. シ Buźka.
Niedawno na blogu pojawił się przepis Czas na... małe co nie co - kruche ciastka z czekoladą. Dziś przychodzę również z pomysłem na ciasteczka, bo przecież nic nie poradzę na to, że uwielbiam wszystko co słodkie. Dodatkowo zima za oknem sprawia, że więcej czasu spędzam w swoich kuchennych, czterech kątach. Więc popełniłam kolejną kuchenną rewolucję i tak oto są i one. ツ Nie będę już dalej przedłużać, więc jeśli jesteście zainteresowani to zapraszam po przepis. =)
Składniki:
250 g mąki pszennej
130 g cukru
30 g ciemnego kakao
100 g margaryny
1 duże jajko
60 g kolorowych drażetek
1 opakowanie cukru waniliowego
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Do dekoracji:
kilka drażetek
Przygotowanie: Miękką margarynę wraz z cukrem i cukrem waniliowym utrzeć za pomocą miksera. Następnie dodać jajko, dokładnie połączyć a następnie powoli wsypać przesianą wcześniej mąkę wraz z proszkiem do pieczenia i kakao. Zagnieść ciasto a na końcu dodać draże i dokładnie wszystko wymieszać łyżką lub zagnieść ręką. Z ciasta uformować małe kulki a następnie spłaszczyć je ręką. Blachę wyłożyć papierem do pieczenia i wyłączyć na nią gotowe ciastka w odstępach od siebie, aby nic się nie skleiło. Na zakończenie w każde ciastko delikatnie wcisnąć po kilka drażetek. Piec w temperaturze 180 stopni przez 15 minut. I gotowe. ツ Takimi słodkościami nie pogardził by nawet ciasteczkowy potwór. =)
Kiedy tylko kończył się rok szkolny, pod gruszą stawał Nasz
mały namiot, który był swego rodzaju twierdzą.
To
bieganie po lesie, poszukiwanie czterolistnej koniczyny, robienie bukietów z
polnych kwiatów, zbieranie jabłek zza płotu, czy czerwone
porzeczki, które rosły w ogrodzie za domem.
Wspólne odgadywanie
haseł w familiadzie.
Wycieczki rowerowe -
chodź ja do tej pory zdecydowanie bardziej wolę spacerowanie niż jazdę na
czterech kółkach (tak, w czasie dzieciństwa, więcej drogi rower prowadziłam niż
jeździłam ale w końcu jak się zjechało z górki, to trzeba było również pod nią
wejść). =D
Leżenie na zielonej
trawie i patrzenie w chmury.
Jeżyny, które codziennie
rano biegałam zbierać na kompot i mięta z ogródka, którą babcia parzyła nam o
poranku.
To mój ulubiony różowy
plecak z królikiem, który był wszędzie tam gdzie ja.
Moje dzieciństwo to
trójkołowy rowerek, którym uwielbiałam jeździć po mieszkaniu, wtedy jego
atrakcyjność osiągała maksimum. シ
To miętowy trabant, w
którym tata pozwalał Nam przyklejać z tyłu naklejki w ilościach hurtowych -
była tam dość spora kolekcja. シ
Mycie auta, to był jeden
z naszych obowiązków, który często (żeby nie powiedzieć, że zawsze), kończył
się zalanym ogródkiem, kałużami dookoła oraz nie do końca czystym samochodem. =)
Pamiętam piaskownicę przed naszym domem, ale nie taką zwyczajną, którą możecie
znaleźć na każdym placu zabaw.
7 tony piachu, to był
dla Nas istny raj. ツ
I co tam babki, u Nas
powstawały przeogromne zamki i pałace z krętymi schodami.
Basen rozstawiony w upalne lato na samym środku podwórka.
To wypady do zoo,
wesołego miasteczka czy przejażdżka na diabelskim młynie.
Dzieciństwo to...
Ogródek dziadka, gdzie
przesiadywaliśmy godzinami, kwiaty, o które dbaliśmy, żeby zerwać i zabrać do
domu.
Tańce i hulańce.
To właśnie z tą działką
kojarzy mi się beztroska, kolczyki z wiśni oraz przeogromna huśtawka, na której
teraz huśtam się wspólnie z Amelką.
Post udostępniony przez Gośka (@optymistyczna_kobieta)
Wspólne wycieczki w góry
i do lasu w poszukiwaniu grzybów.
Kiedy była brzydka
pogoda i za oknem padał deszcz a my byliśmy zmuszeni pozostać w domu, z gazet
wycinałam "łazanki" (nie wiem czemu tak), chowając je później w
przeogromnej tajemnicy do zamrażalki. =D
Nie raz babcia musiała
być ostro zdziwiona, ale jak widać moja wyobraźnia nie znała granic. シ
Godzinami graliśmy w
warcaby, karty czy w bingo.
Nigdy nie narzekałam na
nudę. =)
Jako typowa maruda i niejadek w jednym, grymasiłam przy każdej możliwej
okazji.
Wiecie jaki sposób
znaleźli na mnie najbliżsi?
Przy setnym pytaniu
"co to za mięso...?"
Otrzymałam odpowiedź, że
"...z dziabonga". :D
Teraz się z tego śmieję,
ale kiedyś w to naprawdę wierzyłam, dopytując "ale co to takiego",
dostawałam opis, który pasował mi do strusia pędziwiatra, widywanego w bajkach,
który był mieszanką wspólnie z flamingiem... ツ
Mam świadomość, jak
głupio to brzmi, ale moja wyobraźnia bardzo bujnie pracowała i pewne rzeczy po
wstępnej analizie po prostu przyjmowałam na wiarę. ッ
Karmiliśmy gołębie w
parku, przy fontannie okruchami z chleba, które skrupulatnie zbieraliśmy zawsze
ze stołu po śniadaniu.
Miałam kiedyś bardzo
dziwne hobby, a mianowicie zbierałam kamienie, wszystkie jakie tylko wpadły mi
w ręce.
Wieczorami je wszystkie
liczyłam i przesypywałam z wiaderka do wiaderka. シ
Moje dzieciństwo to
także poobdzierane kolana za każdym razem kiedy spadłam z roweru.
To agrest jedzony z
krzaka pełnymi garściami.
Wspominam ten czas z
łezką w oku, ponieważ ten czas już niestety nie wróci, ale wspomnień nikt mi
nie zabierze.
One są moje. ツ
Niczym człowiek się nie
przejmował i nie miał żadnych zmartwień.
Świat miał wtedy
zupełnie inne barwy.
A jak jest teraz?
Ogródek jest miejscem,
do którego niestety rzadko zaglądam, huśtawka stoi nadal w tym samym miejscu a
moje ulubione kwiaty, co roku kwitną tak samo pięknie jak kiedyś. シ
Post udostępniony przez Gośka (@optymistyczna_kobieta)
To właśnie dziadek jest
moim bohaterem z dzieciństwa.
Spędzaliśmy wtedy ze
sobą naprawdę sporo czasu.
To On obudził we mnie
małego człowieka wrażliwego na otaczający świat. I jeśli ktoś zaczepiłby mnie na ulicy i zapytał o moje pierwsze skojarzenie z Naszego dzieciństwa odpowiedziałabym, że to ten siwy (już teraz), starszy Pan i ten zielony zakątek.
To niezliczona ilość uśmiechów i radość z tych małych i najmniejszych rzeczy.
=)
Pamiętam i śmieję się na
samą myśl.
A co jest wyznacznikiem
Waszego dzieciństwa?
Mam nadzieję, że podobał
Wam się ten tekst.
Napisany prosto z serca,
z łezką, która się kręci.
Nie znam osób, które nie lubią słynnych ciastek typu "amerykanki". Sama jestem przeogromnym łasuchem, i często kupowałam je gdy miałam ochotę na coś słodkiego. Jednak nie od wczoraj wiadomo, że słodycze własnej roboty są o niebo lepsze od tych kupnych. Lubię spędzać czas w kuchni, w ten sposób się relaksuje i wyciszam, więc dla mnie to kolejny powód alby zaszyć się w tym moim kuchennym azylu. Smaczna frajda murowana. シ Takie ciasteczka idealnie sprawdzą się do popołudniowej kawy czy relaksie przy herbacie, dobrej książce i obowiązkowo czymś na ząb. Goście, którzy wpadają do Nas czasem na kilka minut, uraczeni kawą i tymi ciastkami, są niepocieszeni, kiedy na pytanie "gdzie kupujesz te ciastka", dostają odpowiedź, że nie dostaną ich w sklepie. Ale dobra informacja jest taka, że zrobicie je w kilka chwil, w domowym zaciszu, ze składników, które z pewnością znajdziecie w swojej kuchni. シ Nie ma tutaj nic skomplikowanego. =)
Składniki:
250 g mąki pszennej
80 g cukru
120 g margaryny (lub masła)
1 jajko
pół łyżeczki proszku do pieczenia
tabliczka czekolady (u mnie mleczna ale świetnie sprawdzi się tutaj także gorzka).
Przygotowanie: Czekoladę pokroić na małe kawałeczki. Miękką margarynę utrzyj z cukrem a następnie dodaj jajko. Przesianą wcześniej mąkę wraz z proszkiem do pieczenia, stopniowo dodawać do utartego już ciasta. Wrzucić pokrojoną wcześniej czekoladę i dokładnie mieszam wszystko łyżką. Z ciasta robię niewielkie kulki a następnie spłaszczam je ręką. Na wyłożoną papierem do pieczenia blachę układam gotowe ciasteczka. Piec przez 20 minut w 180 stopniach. Muszę Was jednak ostrzec, ponieważ jest jeden ogromny minus tych ciasteczek - znikają zbyt szybko. ツ Są po prostu przepyszne. Buźka. =*
Kiedy tylko termometr na zewnątrz zaczyna pokazywać minusowe temperatury,
moja skóra jest bardzo wysuszona i pęka, mimo kremów nawilżających czy
ochronnych pomadek.
Nic wtedy nie pomaga.
Krem, który znam jeszcze z czasów dzieciństwa, kiedy to mama smarowała mi
twarz przed wyjściem na mróz.
Półki w sklepach, aż uginają się pod ciężarem nowego asortymentu, więc i
ja, idąc za tłumem, testując nowości, które są na naszym rynku, zapomniałam o
tym kremie, którzy wszyscy rozpoznajemy po niebieskiej, charakterystycznej
zakrętce, będąc w Naszych domach od pokoleń.
Niegdyś niedoceniany przeze mnie krem, stał się tera moim przyjacielem do
zadań specjalnych.
Jest wszędzie. =)
W kosmetyczce, torebce, w łazience a nawet przy łóżku.
Jest to jeden kosmetyk, który ma wiele zastosowań. ツ
Baza pod makijaż – na co dzień to ten krem jest moją bazą i dopiero na
niego nakładam podkład czy korektor. Idealnie łączy się z innymi kosmetykami.
=)
Demakijaż – Bardzo dobrze i dokładnie rozpuszcza nawet ten bardzo mocny
makijaż. Bez problemu usunie wodoodporny tusz. Oczyszczając twarz, usuwając z
niej makijaż, jednocześnie pielęgnujemy naszą skórę. Mamy takie 2w1. =)
Pomadka do ust – kiedy moje usta są spierzchnięte a pomadka już nie daje
rady sięgam po ten krem, wspaniale nawilża, natłuszcza, koi i chroni.
Krem do rąk/do ciała – nivea ma bardzo tłustą konsystencję, która
idealnie radzi sobie z moją suchą skórą na rękach, jednocześnie łagodząc
wszystkie podrażnienia.
Włosy – sposób na niesforne włosy? Wystarczy odrobinkę kremu rozetrzeć w dłoniach
a następnie przeczesać nimi włosy.
Ochrona - Ratuje skórę przed zimą, mrozem i wiatrem. Często korzystam z
niego, kiedy wybieramy się na wspólne spacery z Amelką, aby ochronić jej
delikatną skórę.